KONKURS ORTOGRAFIKA

Już po raz drugi w MOS „Pałacyk” w Radomiu odbył się konkurs pt. „Ortografika”.

Jego założeniem jest usprawnienie umiejętności ortograficznych wychowanków, a także rozwinięcie talentów literackich. W drugim etapie tego projektu chętni piszą opowiadanie na dowolny temat, w którym stosują wyrazy z trudnościami ortograficznymi.

Do pisania opowiadania przystąpiło ośmioro uczniów, którzy stworzyli piękne, zabawne, czasem mroczne, ale na pewno interesujące teksty. Nagrodzone zostały równoległymi miejscami trzy wychowanki: Karolina Kowalska, Teresa Piekarska, Oliwia Wajda, które w nagrodę zjedzą pyszną kolację w radomskiej restauracji „Hugo”. Nagrodzone prace zamieszczamy poniżej. A do udziału w konkursie zapraszamy za rok.

Opowiadanie Karolina Kowalska

Dawno, dawno temu żył pewien żądny władzy król.  Był on w poosiadaniu pięknego zamku oraz ziem, które było widać z okien najwyższej wieży. Jego cudowna żona umarła, urodziwszy mu siódemkę potomków.

      Przed śmiercią jednak przyniosła do ich komnaty wstążkę, którą obwiązała ukochanemu na nadgarstku i przy dźwięku śpiewającej kukułki wypowiedziała ostatnie zdania w swoim życiu…

    - Bohaterze mój! Pragnę, abyś dobrze zaopiekował się naszymi dziećmi. Chcę, abyście tworzyli zgraną drużynę. Moja dusza będzie za wami podążać, gdzie byście nie byli, będę nad wami czuwać…

Po tych słowach przez okno wleciała jaskółka, która jak można się było spodziewać, zabrała mu ukochaną. Jej śmierć ciążyła nad rodziną przez długie tygodnie. Wszyscy domownicy czuli ból. Król zamknął się w sobie i tylko nakładał swój hełm i imitując walki, był pełen nadziei na wygranie nadchodzących bitew. Jego ulubienicą stała się Jagódka, najmłodsza ze wszystkich córek. Choć kochał swe dzieci nad życie, to do malutkiej czuł największe przywiązanie, ponieważ przypominała mu do złudzenia ukochaną. Pragnął stworzyć kiedyś wehikuł, który zabierze go do czasów żywotu swej żony. Po tragedii nie zajmował się już swoimi dziećmi, robili to za niego słudzy. Władca był bardzo pochłonięty królestwem. Rzadko, a nawet w ogóle, z nimi nie rozmawiał. Pewnego razu najstarsze z rodzeństwa zaciągnęło ojca do szopy, aby z nim poważnie porozmawiać. Król się stawiał, tłumacząc, że planuje ważną bitwę. Zaczęli się kłócić. W tym czasie Jagódka bawiła się z wróblem i ropuchą w ogrodzie. Usłyszała hałas dobiegający z szopy, więc chciała tam szybko pobiec, lecz miała krótkie nóżki i trochę jej to zajęło. W szopie była wielka zawierucha. Król w złości rzucił w kąt, w którym nie bez powodu pojawiła się Jagódka, talerz. Wrzasnął i chyba dzięki temu mała odskoczyła i nie stała się jej krzywda, lecz tylko spadł z głowy kapelusz. To wydarzenie sprawiło, że władca otworzył oczy.

„Przecież mogłem stracić mego aniołka, a tego bym po prostu nie wytrzymał”

Z tą myślą obsypał księżniczkę bukietami z róż oraz zamknął szopę na kłódkę, aby nikt tam nie wchodził.

      W miarę upływu czasu, gdy dzieci odzyskały wsparcie ojca, wszystko zaczęło się układać, także sprawy związane z królestwem. Domownicy znów odzyskali dobre humory i żyli długo i szczęśliwie.

      Koniec.

 

Opowiadanie Oliwia Wajda

Za górami, za lasami żyła sobie najpiękniejsza na świecie księżniczka. Miała dwie siostry: Brunhildę i Fionę.

      Pewnego dnia siedziały sobie we dwie u Fiony w pokoju, pijąc oranżadę. Brunhilda pomyślała sobie, żeby urządzić z Fioną bal dla swojej siostry Ariel. Postanowiły zaprosić wszystkich panów z okolicy: księcia z królową i królem. Ariel miała ojca, który był królem i matkę, która było królową. Po śmierci rodziców było jej ciężko, opiekowała się swoimi młodszymi siostrami.

          Nagle Ariel usłyszała obok w pokoju, jak jej siostry się kłócą o to, kogo mają zaprosić na bal a kogo nie. Zaniepokojona Ariel weszła do sióstr, do pokoju i zapytała, co się stało. One zaś na to:

      - Nic siostrzyczko.

      - Słyszałam jak się kłóciliście, byłam obok w pokoju. Nie chcę, żebyście mnie okłamywali, jestem waszą starszą siostrą - powiedziała Ariel.

Dziewczynki odpowiedziały:

      - Wiemy i przepraszamy!

Ariel powiedziała, by więcej tak nie robiły. Po rozmowie z siostrami Ariel oświadczyła:

     - Wychodzę na przejażdżkę konną.

Gdy wyjechała, to po drodze spotkała swego ukochanego, w którym zakochała się wcześniej od pierwszego wejrzenia. Pojechali nad wodę, przepłynęli łódką aż siedem razy. Księżniczka zobaczyła zieloną ropuchę i krzyknęła.

      - Oh jakie obrzydlistwo!

Ukochany powiedział:

      - Spokojnie, spokojnie uratuję cię.

Gdy pojechali do domu Ariel, to książę ujrzał dwie dziewczynki, które biegały po królestwie. Książę powiedział:

      - Czy to twoje młodsze siostry?

Księżniczka odrzekła:

      - Tak. To moje siostry: Fiona i Brunhilda.

      - Miło mi was poznać. Jestem księciem mórz!

Poszli do pokoju, zaczęli o sobie opowiadać i po całym dniu pobytu pojechali do królestwa. Wtedy książę zrozumiał, że zakochał się w najpiękniejszej księżniczce świata. Po kilku dniach zrobili zaproszenia na swój wymarzony ślub i wszyscy z okolicy przynieśli prezenty. Pod koniec ślubu książę i księżniczka wypowiedzieli do siebie najpiękniejsze słowa świata:

      - Kocham cię moja księżniczko!

      - Ja ciebie też mój książę!

      - Aż do śmierci.

      -Po wszystkie moje dni

      - Na zawsze

      - Na zawsze.

Zakochani już po ślubie wrócili do królestwa i żyli długo i szczęśliwie.

Koniec.

 

Opowiadanie Teresa Piekara

 

Dawno, dawno temu, gdy ludzie nie byli tak ważni, a na świecie rządziły zwierzęta, żył bardzo mądry król puchacz, który nazywał się Brzęczyszczykiewicz. Miał wiele poddanych z różnych gatunków. Nie wszyscy go wielbili, ale to tylko ze względu na jego irytujący dźwięk, który wydawał zawsze, gdy spał, budząc nim wszystkich poddanych. Było to dla niego bardzo upokarzające.

      Pewnego dnia postanowił, że dłużej na to nie pozwoli, więc od razu zaczął ściągać najlepszych lekarzy z całego królestwa. Pierwszy przyszedł żuraw, którego poleciła księżniczka zawierucha. Niestety żołądź, który mu dał do zjedzenia nie pomógł, a nawet stał się uciążliwy dla żołądka. Następny przyszedł chrabąszcz, który wierzył, że wystarczy mieć nadzieję a jego denerwujący dźwięk zniknie. Kolejni przychodzili, ale żaden nie umiał mu pomóc. Zdarzył się nawet taki śmiałek, który chciał zrobić krzywdę królowi, a mianowicie groził mu czarno - zielonym śrubokrętem, ponieważ jakiś stolarz był co do niego jakiś podejrzliwy. Przyszedł siódmy lekarz, który miał zepsuty humor i kłócił się ze wszystkimi. Królewscy strażnicy z hełmami wzięli go i zaprowadzili do piramidy, która miała bardzo skomplikowaną architekturę. Ósmy przyszedł bardzo dojrzały chrząszcz, który pragnął po prostu zdrowia króla i jego względów. Wierzył, że aby uzdrowić króla, muszą być w jaskini nad Zalewem Brodowskim. Ponieważ była ona na wyspie, na morzu, musieli płynąć ogromnym statkiem z trzema żaglami. Przypadek sprawił, że nastąpił sztorm, przez który statek zahaczył o potężną krę lodową i się roztrzaskał. Ropucha, która także płynęła statkiem, pragnęła znaleźć się w suchym miejscu na lądzie. Nagle przypłynęła karawela. Wszyscy wierzyli, że to Bożydar. Okręt ten wziął na pokład rozbitków, a to co się potem zdarzyło, odebrało im mowę. Był to wehikuł, który przenosił w różne miejsca. Ponieważ był nieprzetestowany, wędrowcy bali się z niego korzystać, a gdy się już odważyli, kapitan karaweli zarządził opłaty za skorzystanie z wynalazku. Wędrowcy nie mieli przy sobie żadnego złota, bo zatonęło wraz z okrętem, więc zapłacili malutkim, ohydnym bohomazem, który puchacz zawsze nosił w kieszeni. Wchodząc do wehikułu, wiedzieli, że to bardzo ważne i rzadkie wydarzenie. Przenieśli się na wyspę w mgnieniu oka.

          Gdy byli już na wyspie i szli w stronę jaskini, natknęli się na tajemniczą postać czyhającą w krzakach. Gdy ta ich zobaczyła, zaczęła wydawać głośne      i przerażające dźwięki, przez które zleciała się cała drużyna składająca się z pięciuset mieszkańców wyspy. Mieszkańcy kazali podążać cudzoziemcom,  a ponieważ ci zaczęli się miotać, zapięli ich w krótką, brzęczącą uprząż. Gdy już zaprowadzili ich do obozowiska przyczepili ich tą samą uprzężą do pnia w kącie na płaskim, piaszczystym terenie. Gdy nastała już noc, przyszła córka wodza – Bożena, która obiecała, że ich rozwiąże nazajutrz i kazała im się strzec podrzędnego ojca i męża. Stało się tak jak mówiła. Uwolniła ich następnego wieczoru.

          Gdy król z całą swoją załogą zaczęli iść w stronę jaskini, okazało się, że nie dojdą tam na nogach, bo to za daleko i muszą się nauczyć jeździć na strusiach. Dotarłszy do jaskini, byli bardzo wyczerpani podróżą. Chcieli położyć się spać do cieplutkiego łóżeczka, do którego nie mieli dostępu. Jedynym co mieli pod ręką, były kamienie i liście. Po przespaniu w niewygodnym miejscu nocy, zaczęli szukać w pobliżu Zalewu Brodowskiego. Po dłuższej chwili znaleźli go i w tym momencie chrząszcz nie wiadomo, skąd wyjął słój, który dał puchaczowi. Podeszli do jeziora, wokół którego była trzcina. Chrząszcz wszedł do wody po kolana i zawołał puchacza. Oznajmił mu, że teraz będzie musiał przyjąć chrzest. Wyjaśnił mu, co będzie musiał zrobić i rzeczywiście tak się stało, choć nie wszystkie zadania podobały się puchaczowi, wykonał je bez większych żenujących wpadek. Najpierw krążył wokół tułowia żurawia, co nie spodobało się chrząszczowi, więc mu przerwał i pokazał, jak powinno się prawidłowo krążyć. Gdy puchacz znowu spróbował, także mu nie wyszło. Chrząszcz przyniósł maszynkę i ostrzygł głowę puchacza na łyso, ten strasznie się przeraził, więc założył kapelusz z różową wstążką, przez który zaczął hasać zamiast krążyć. Ponieważ za bardzo się miotał, ugryzła go żerdź prosto w żylaki na nodze. Puchacz wybiegł z wody jak poparzony i choć wszyscy przyjęli to pobłażliwie pomimo, że stał na brzegu piętnaście minut. Gdy wszyscy zaczęli z niego żartować, że jest mięczakiem, poczuł się odrzucony. W tym momencie przejrzał na oczy i zrozumiał, co jest dla niego najważniejsze.

      Ta przygoda odmieniła puchacza na lepsze. Zrozumiał, że w życiu nie można spełniać wszystkich cudzych oczekiwań. Teraz nie jest już królem, tylko zwykłą sową, która mieszka na wyspie. Może nie je już z pozłacanych talerzy, nie pije oranżady i nie ma komputera pod ręką i choć nie zajmuje honorowego miejsca na świecie, jest bardzo szczęśliwy i dalej chrapie.

Koniec.